Tydzień pełen przygód na Sardynii miałem możiwość spędzić z Joanną, Przemkiem (na ich
blogu już pełna relacja z wypadu) oraz Mateuszem.W marcu br.
EasyJet rzucił pulę tanich biletów z
Berlina Schonefeld na Sardynię. Poszukać chętną i zdecydowaną ekipę "na już" było bardzo ciężko. W momencie kiedy straciłem nadzieję, odezwał się Przemek z
Poznańskiej Grupy Podróżniczej, że razem z dwójką przyjaciół są chętni na wakacyjny wypad na południe.
Ostatecznie bez wachania zakupiliśmy bilety lotnicze, które kosztowały nas 300 zł w dwie strony na osobę.
Na przygotowanie się mieliśmy bardzo dużo czasu. Planowaliśmy wynająć apartament w jednym miejscu na cały tydzień, jednak w takiej opcji nie udałoby nam się zwiedzić tak dużo miejsc. Próbowałem szukać pojedyńczych noclegów w różnych miasteczkach jednak ceny były dość wysokie, ponieważ w większości apartamentów doliczana jest cena za sprzątanie od 20-40 Euro, dlatego po zliczeniu kosztów i podzieleniu na 4 osoby wychodziły dość wysokie sumy. Ostatecznie zostaliśmy przy opcji spania na plaży bądź szukania czegoś na miejscu. Robiąc plan na zwiedzanie Sardynii inspirowałem się stronami i blogami. Kilku praktycznych porad udzielała mi Pani Renata z bloga
PoloniaSardynia, której bardzo dziękuję ;)
Zdecydowaliśmy się również na wynajęcie auta na cały tydzień, bez niego na wyspie ani rusz.
Zainwestowałem także w mapę drogową po wyspie, te dostępne na lotnisku oraz z wypożyczalni są mało dokładne.
Ponieważ znajomi są z Wałcza uzgodniliśmy, że dojadę do nich z Poznania. Kilka dni przed moim wyjazdem, kolega opowiadał jak za pośrednictwem
BlaBlaCar przebył drogę z Brukseli do Polski za całe 70 zł! Sprawdziłem i ja, tego samego dnia w stronę Wałcza jechała dziewczyna z chłopakiem, udało mi się załapać i tak oto za całe 14 zł dojechałem bezpośrednio na miejsce. Była to moja pierwsza podróż poprzez tą stronkę i pewnie będę z niej korzystać częściej.
Do Berlina z Wałcza wyruszyliśmy pare minut po 11.00, zatrzymaliśmy się w Szczecinie na małe zakupy i już po chwili pędziliśmy niemieckimi autostradami. Rozpędziliśmy się tak, aż przejechaliśmy nasz zjazd i zrobiliśmy malutkie kółko. Ale na szczęście na lotnisku byliśmy ok. 16.30, razem z drugim Mateuszem zostawiliśmy Joasię i Przemka z bagażami a my pojechaliśmy zostawić auto na bezpłatnym parkingu, który wyszukał Przemek na blogu
Wakacjeipodroze. Parking jest faktycznie bezpłatny, ale niestety niestrzeżony. Co drugi samochód na parkingu miał polskie rejestracje. Po tygodniu nasze auto nadal stało, i nie było żadnych problemów. Obok parkingu odjeżdza pociąg podmiejski, którym dojedziemy bezpośrednio do lotniska.
Wyświetl większą mapę